Zerwalismy sie rano, zeby wyruszyc do Semuc Champey. Podroz z Antiguy do Guate odbylismy naszym ulubionym (tylko pod warunkiem, ze podroz jest krotka, bo po godzinie przestaje byc ulubiony, a staje sie znienawidzony...) srodkiem transportu - Chicen busem. Naganiacz, jak zwykle zaangazowany w zapelnienie autobusu po brzegi, wisial cala droge na drzwiach (wieksza czesc ciala znajdowala sie w powietrzu za drzwiami;-) i krzyczal w nieboglosy "Guate, Guate, arriva, pronto"! Kierowca nie lubil tracic czasu na zatrzymywanie pojazdu wiec ludzie wskakiwali do srodka w drodze :-)
Po dotarciu do Lanquin (7 km od Semuc Champey) znalezlismy fantastyczne miejce noclegowe - El Retiro, kilkanascie bungalow polozonych na uroczym, gorzystym terenie z bezposrednim dostepem do czystej rzeczki. Oprocz samych domkow, innymi plusami posiadlosci byly hamaki na ganku, pieknie wykonczone lazienki w stylu Maya, restauracja z bardzo dobrym jedzeniem i przystepne ceny. Uroku dodaja dwa konie z indianskimi fredzlami opadajacymi im swobodnie na oczy. Jest to zdecydowanie najfajniejsze miejsce w jakim nocowalismy podczas tej podrozy. Az zal stad wyjezdzac...
W Lanquin troche rozczarowal na klimat...mielismy nadzieje, ze bedzie podobnie jak w Antigua czy Guate (czyli przyjemne ciepelko)...tutaj jest po prostu super goraco! Na szczescie w nocy temperatura spadala na tyle, ze moglismy sie wyspac.