Dzisiaj ciąg dalszy zwiedzania zabytków starożytnego świata Khmerów. Wynajęliśmy tego samego kierowcę tuk tuka, który zawiózł nas do świątyni (Banteay Srei) oddalonej o godzinę jazdy tuk tukiem (+5$). W drodze powrotnej obejrzeliśmy jeszcze inne świątynie i ok. 15.00 byliśmy z powrotem w hotelu, strasznie zmęczeni. Dzisiaj żar lał się z nieba non stop, było potwornie gorąco, dlatego bardzo chętnie wracaliśmy do tuk tuka, który po rozwinięciu prędkości zapewniał nam naturalną klimatyzację :-) Chociaż dzisiejsze miejsca też były piękne żal nam było wysiadać z naszej małej taksówki, żeby zwiedzać w pełnym słońcu kolejne świątynie. Pogoda była dla nas potworna, ale za to zdjęcia powychodziły dużo ładniej niż wczoraj.
Po drodze trafiliśmy na mały wypadek. Skuter transportowy (!) stoczył się z drogi i przewrócił do góry kołami. Międzynarodowy assistance poradził sobie z problemem w mgnieniu oka. Nikomu nic się nie stało, dzięki kociej zwinności kierowcy i pasażera. Ciekawostką techniczną był tuning skuterka. Pasażer miał przymocowane sznurkiem czerwone krzesło ogrodowe (mamy identyczne na balkonie). Szkoda tylko lodów, które się wysypały na ziemię. Ale znając przedsiębiorczość Azjatów, to pewnie szybko trafią do strumyka i z powrotem do lodówki.
Zarówno wczoraj jak i dzisiaj przy każdej świątyni zatrzymywały nas małe dzieci sprzedające kartki za 1$ lub bransoletki. Niektóre z nich nie skończyły jeszcze 3 lat…
Jutro rano wracamy do Tajlandii! Bartek w końcu nie będzie musiał dolewać do każdej potrawy sosu chili (tam chili nie żałują).