Ko Phi Phi jest rzeczywiście piękną wyspą. Robi ogromne wrażenie, szczególnie ze względu na swoją gęstą roślinność i skaliste klify. Na południu Tajlandii nadal trwa pora monsunowa więc z przejrzystością wody bywa różnie. Przedwczoraj woda przy plaży była zamulona, ale już wczoraj przezroczysta i lazurowa.
To co wyróżnia prowincję Krabi (do której należy także archipelag Ko Phi Phi) to muzułmanie, których jest więcej niż buddystów (wpływy z Malezji). Na Ko Phi Phi słyszeliśmy nawet muezina, który po zachodzie słońca przez mikrofon nawoływał do modlitwy. Ciekawe, że słyszeliśmy go tylko raz, a byliśmy na wyspie 3 dni.
Ko Phi Phi zdecydowanie bardziej nam się podobało niż Koh Tao… no może poza nurkowaniem, które nie zrobiło na Barku dużego wrażenia. Mimo zapewnień bazy nurkowej o rewelacyjnej przejrzystości, okazało się, ze była gorsza niż na Koh Tao (natomiast cena za nurkowanie dwa razy wyższa). Bartek zwiedzał wrak, który zatonął naturalnie więc też nie był przygotowany dla nurków i nie można było wpłynąć do środka. Jedynym plusem był baby shark, który ukrył się w oponie. Dive master próbował go z niej wywabić, ale chyba bał się o palce, bo w końcu pozwolił rekinkowi pozostać w kryjówce.
Drugie nurkowanie również okazało się słabe, bo przejrzystość była jeszcze gorsza niż na wraku.
Jednym słowem, jeśli ktoś jest w Tajlandii w porze monsunowej i ma ochotę ponurkować, lepiej i taniej jest na Koh Tao. Dla nie-nurków zdecydowanie polecamy Ko Phi Phi.
Przed wyjazdem na wyspę martwiliśmy się o pogodę, bo wszystkie prognozy przewidywały deszcze. Na szczęście jak zwykle prognozy nie sprawdziły się i mieliśmy naprawdę fajną pogodę. Słońce co prawda było głównie za chmurami, ale dzięki temu dało się wytrzymać upał. Dopiero godzinę przed naszym wyjazdem zaczęło porządnie lać i wiać (przewracało krzesła plastikowe w knajpie, w której się ukryliśmy) nawet martwiliśmy się, że nasz statek (ostatni w tym dniu) zostanie odwołany. Po 15 minutach ktoś zakręcił na górze kurek i mogliśmy spokojnie odpłynąć z wyspy.
Naczytaliśmy się też o wysokich cenach na Ko Phi Phi, co okazało się być lekko przesadzone, poza nurkowaniem oczywiście. My znaleźliśmy pokój z klimą bliziutko plaży (hotel Pier Guesthouse) za 800 baht (ok. 80 zł), czyli tyle ile płaciliśmy w Bangkoku i na Koh Tao. Co prawda na recepcji dowiedzieliśmy się, że chcą 1200 bahtów, ale jak zrobiliśmy odwrót, w celu poszukania czegoś tańszego, recepcjonista przyciszonym głosem zapytał nas, za ile szukamy i szybko doszliśmy do porozumienia :-) Jedzenie też nie jest droższe niż w innych miejscach turystycznych Tajlandii. Na Ko Phi Phi, jak wszędzie tutaj, można przeżyć za śmieszne pieniądze kupując grillowane mięsa i ryby na ulicy lub też wydawać trochę więcej w knajpach. My znaleźliśmy bardzo tanią knajpę z dobrym jedzeniem, bliziutko portu, tuż przy naszym hotelu. W centrum miasteczka jest sporo drożej, ale też bez dramatu.
Warto było przebyć męczącą podróż z Koh Tao na Ko Phi Phi.