W piatek wykupilismy przejazd jeep-boat-jeep z Monteverde do La Fortuna. I znowu widoki jak z Wladcy Pierscienia, tym razem z Shire. Cala droge, szczegolnie lodka, mielismy otwarte buzie z wrazenia... caly czas towazyszyl nam tez groznie wygladajacy wulkan Arenal.
Od razu po przyjezdzie udalismy sie nad wodospad La Fortuna. Pokonalismy 5 km w 40 st upale! My wzielibysmy taksowke, ale szlismy razem z dwoma Amerykanami... sami rozumiecie... kryzys... droga powrotna byla juz po naszej mysli, czyli w wygodnej taksowce:-)
Wodospad byl piekny! Warto bylo pokonac tyle drogi, zeby go zobaczyc. Prad i fale pod wodospadem byly znacznie silniejsze i wieksze niz w Pacyfiku:-) Bartek musial sie ostro namachac, zeby podplynac w miare blisko, walczac z pradem i falami.
Na wieczor wykupilismy wycieczke obejmujaca ogladanie splywajacej lawy z wulkanu Arenal i gorace zrodla.
Bylismy mocno zawiedzeni, ze z powodu warunkow pogodowych nie zobaczylismy lawy (nasz przewodnik oznajmil, ze "dzisiaj wulkan powiedzial nam NIE"... chyba tylko sporadycznie mowi TAK, ale wtedy jeszcze tego nie wiedzielismy;-)
Po obejrzeniu "niewidocznej" lawy zabrano nas do hot springs. W La Fortuna jest podobno wiele goracych zrodel, a cena za wejscie zalezy od wysilku jaki wlozyla w ich przygotowanie natura plus przedsiebiorczy Ticos;-) Nasza wycieczka kosztowala jakies psie pieniadze wiec delikatnie mowiac lususow nie uswiadczylismy... a konkretnie zostalismy zabrani do darmowych hot springs, ktorych jest wiele w Kostaryce - wystarczy podpytac tubylcow. My z lenistwa tego nie zrobilismy wiec zaplacilismy za darmowe gorace zrodla;-)
Wejscie do rzeki wcale nie jest proste gdy jedynym oswietleniem sa latarki, a w drugim reku trzeba dzierzyc kostarykanska wodke trzcinowa Casique, ktora dostalismy razem z coca cola od przewodnika.
Woda byla rzeczywiscie goraca! Przynajmniej w jednym nie zostalismy nabici w butelke;-) Hot springs przypominaja jacuzzi i basen rekreacyjny (tylko wszystko razem:-) My mielismy jeszcze dodatkowo konary drzew nad glowami i basen stworzony silami natury.
To byl prawdziwy wypad on the shoestring:-)