Po poludniu wyladowalismy w San Jose. Juz wczesniej slyszelismy, ze to okropne miasto wygladajace jak duza wioska i w 100% sie z tym zgadzamy. Paskudne miasto, po ktorym dodatkowo bardzo ciezko sie poruszac - mieszkancy nie znaja nazw ulic wiec pytanie o Avenida Central (taka nasza Marszalkowska;-) spotykalo sie czesto z duzym zdziwieniem i odsylaniem do kogos innego;-) Ale o tym troche pozniej...
Na kolacje poszlismy do Taco Bell. Bartek oznajmil, ze nie rusza sie z SJ dopoki nie pojdziemy do TB - proba szantazu powiodla sie w 100%, mimo iz nazwa knajpy Ilonie zupelnie nic nie mowila. Natomiast Bartek ogladal film "Czlowiek Demolka", gdzie Taco Bell pozostala jedyna knajpa w amerykanskiej przyszlosci. Hmm... gdyby film byl by proroczy zywilibysmy sie wylacznie w domu...