Rano, przed wylotem do Gwatemali, wyruszylismy w poszukiwaniu konsulatu Kuby (chcielismy wykupic karte turysty, bez ktorej nie zostalibysmy wpuszczeni na wyspe). Ilona sprawdzila w Internecie adres, ktory wygladal tak: Sabana Norte (nazwa dzielnicy), restauracja El Chicote, 100m na polnoc, 50 na wschod, 200 na polnoc (nie wiedzielismy, ze przydalby nam sie kompas;-)
O ile blizej centrum ulice maja numery (zamiast nazw) i gdzieniegdzie mozna je nawet znalezc na budynkach (jak juz wczesniej pisalismy, na mieszkancow nie ma co liczyc, bo sami ich nie znaja), o tyle w tej dzielnicy nie ma ani numerow ani nazw ulic:-)
Zapusciwszy sie w dzielnice Ilona pytala tubylcow o konsulat, a ci z luboscia wskazywali kierunek, z ktorego przyszlismy lub mieli tepe miny. Powoli tracilismy nadzieje, ze w ogole znajdziemy tu konsulat, a takze ze wrocimy spowrotem do hotelu. Na szczescie trafilismy w koncu na rozgarnietych Ticos, ktorzy switnie poradzili sobie z "adresem" i w ogle nie byli zdziwieni, ze podany jest w taki właśnie sposob:-)
W konsulacie mocno sie zdziwilismy... Kuba to podobno straszny rezim i panstwo policyjne, ale w porownaniu do kwiatu demokracji (USA) procedura wizowa okazala sie byc duuuzo szybsza i tansza niz w Warszawie :-)
Zdobywszy karte turysty udalismy sie w poszukiwaniu nagrywarki DVD. O ile w POlsce trudno dostac naped nie bedacy nagrywarka DVD, o tyle w w Ameryce Srodkowej (nie tylko w Kostaryce) graniczy to prawie z cudem... Ostatecznie zadowolilismy sie tylko wrzuceniem zdjec na nasz blog.
W koncu znalezlismy sie w samolocie do Gwatemali. Po wystartowaniu Kostaryka pozegnala nas przepieknymi formacjami chmur (oboje nigdy wczesniej czegos tak pieknego nie widzielismy za oknem samolotu:-)
Gwatemala przywitala nas sloncem, ale w przeciwienstwie do Kostaryki czy Panamy, nie tak palacym.
Mielismy ambitny plan dotarcia do Antigua miejskimi srodkami lokomocji, ale na przystanku uslyszelismy standardowe "muy peligroso" wiec postanowilismy wziac taksowke do przystanklu autobusowego, z ktorego odjezdzaja autobusy do Antigua. Po drodze i po drobnych negocjacjach cenowych (oraz tym co zobaczylismy za oknem... a mianowicie zwisajacych za otwartymi drzwiami autobusu gwatemalczykow) zdecydowalismy, ze pojedziemy taksowka do samej Antigua.