Rano wyruszylismy z Turrialby do Manuel Antonio (przesiadka w San Jose, a potem w Quepos)... kolejny dzien spedzony w autobusie bez klimatyzacji!
Po dojechaniu na miejsce znalezlismy pokoj za 20$, co wydalo nam sie bardzo niska cene, zwazywaszy na to, ze Manuel Antonio nalezy do jednych z najdrozszych miejsc w Kostaryce. Wydawalo sie... az zobaczylismy pokoj, w ktorym mielismy spedzic dwie noce...zamiast okien mielismy metalowa siatke, a sciany byly z dykty, dzieki czemu zaden odgos na zewnatrz nie umknal naszej uwadze ;-) Sufit wykonany z blachy falistej sprawial, ze temperatura w pokoju byla wyzsza niz na zewnatrz... to zdecydowanie najgorsze miejsce w jakim nocowalismy.
Manuel Antonio wyglada naprawde ladnie, jest zadbane, czysciutkie i zupelnie nie przypomina miejsc, ktore do tej pory widzielismy w Kostaryce... jest niestety bardziej europejskie niz latynoskie, moze za wyjatkiem leniwcow spiacych na drzewach i malp panoszacych sie bezczelnie po calym kurorcie :-)